Kiedyś zbudowałem karmik dla ptaków. Ostatecznie wylądował na bocznej ścianie balkonu. Prawie bez gości. Aż tu parę dni temu zauważyłem ptasie odchody. Delikatnie mówiąc. Mój panel słoneczny i okolice zafajdane zostały totalnie. Zadomowiła się parka gołębi. Usunąłem więc domek. Została sama podstawa, na której umieściłem doniczkę z wrzosem. Umyłem panel, skrzynię i podłogę.
A tu na drugi dzień okazuje się, że gołębie nadal mieszkają: między doniczką a ścianą. Usunąłem podstawę z kwiatem. „No, koniec z niechcianym pieczątkami, pomyślałem”. Trochę mi było żal ptaków, bo to w końcu „gadzina”. Ale centymetrowa warstwa odchodów – to przesada. Zawiesiłem więc za to 2 skrawki surowej słoniny dla sikorek. Te ptaki są przynajmniej maleńkie i prawie nie brudzą. Galabki usunięte, sumienie uspokojone. Nic bardziej mylnego. Gdy w nocy odkładałem na balkon świeżo ugotowany garniec kapuśniaku, zobaczyłem w górnym rogu jakiś czarny cień. Nie wierzyłem oczom! W miejscu gdzie kiedyś był domek, potem podstawka z doniczką – został tylko sznur na pranie, a na nim jakiś cień. Gołąbek 🕊️ ucapił się szponkami węzłów na sznurze i słodko spał. Obudził się dopiero gdy go dotknąłem. Odfrunął czarny gość w czarną noc (gołąb był czarny z natury). No i co teraz? Mam zdemontować sznur na pranie? Nie chce mi się. Poczekam. Może się zniechęcił(y) po bezpośrednim kontakcie.